Pojechałam na weekend do Brodnicy. “Dlaczego akurat do Brodnicy?” – głos w głowie reprezentował lożę szyderców. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie byłam w Brodnicy. Po drugie dlatego, że była tak blisko. Po trzecie – wcale nie muszę się sobie tłumaczyć, dlaczego do Brodnicy. Bo chciałam, więc pojechałam.
Ci z Was, którzy przyzwyczaili się do moich sążnistych artykułów pisanych na potrzeby opisu polskich atrakcji poczują się zawiedzeni. Nie znajdą dziś bowiem historycznego wstępu, regionalnych ciekawostek ani listy “10 miejsc, które warto zobaczyć w Brodnicy”. Miejsce na podium Googla niech zajmą Ci, którym zależy na tym bardziej niż na radości pisania, kolorowych wspomnieniach i odczuwaniu nierównych kamieni na dziedzińcu ruin brodnickiego zamku.

Mięsień pisania – trzeba go ćwiczyć, aby był w formie
Chcę Wam za to opowiedzieć o ekscytacji z jazdy samochodem, fantastycznych widokach Pojezierza Brodnickiego i smaku parzonej kawy wypitej na trójkątnym Dużym Rynku. Poza tym – czuję, że muszę się rozpisać. Pisanie jest jak mięsień – długo niećwiczony zanika. Zaliczyłam w życiu sporo strat. Tą jedną rzecz chcę ocalić. To co – jedziemy do Brodnicy?
Jezioro Partęczyny w Brodnickim Parku Krajobrazowym
Od dawna czułam, że potrzebuję spokoju, oddechu, relaksu, pięknych widoków i pozytywnych myśli. Musiało być blisko, niedrogo i ciekawie. Kujawsko-pomorskie poznałam już wcześniej, ale jakoś do Brodnicy nigdy nie było mi po drodze. Rezerwując jednak nocleg, za namową Marty Antoniny, nad Jeziorem Wielkie Partęczyny w Brodnickim Parku Krajobrazowym, miasto okazało się świetnym wyborem na sobotnią wycieczkę. Idealną – bez pośpiechu, przymusu, obowiązku, za to powolną, wesołą i z długą przerwą na lody i kawę.

Zamek w Brodnicy tak stary, że pamięta wojnę głodową w 1414 r.
Zamek w Brodnicy idealnie wpisuje się w marzenia miłośników “romantycznych ruin”. Trudno powiedzieć, że nie zostało po nim śladu. Wszak można zwiedzić wystawę w jego podziemiach, przejść się po labiryncie wytyczonym z dawnych pomieszczeń i wyjrzeć przez okno obronnej wieży. Z drugiej strony trzeba użyć sporej dawki wyobraźni, by zobaczyć, jak ten zamek wyglądał w czasach swojej świetności.

A czasy te zamek w Brodnicy dawno ma już za sobą. Zbudowany przez Krzyżaków, zniszczony przez Szwedów, rozebrany przez Prusaków. Opiekuje się nim dziś Muzeum w Brodnicy, które akurat w tę ostatnią kwietniową sobotę wpuszczało turystów za darmo. Sława zamku przeminęła niczym uroda Violetty Villas. Lecz miejski bard miałby o czym wspominać. Na przykład o tym, jaką rolę odegrał tu epizod toczącej się w 1414 roku wojny głodowej, którą Zakon Krzyżacki toczył z wojskami polsko-litewskimi. Zainteresowanych tą historią polecam ten film:
Muzeum w Brodnicy – w piwnicach na zamku i na szczycie wieży
W przyciemnionym świetle podziemi zamku przyjrzałam się jego makiecie. Nie wzbudziła jednak mojego entuzjazmu, sama wyglądając jak muzealny eksponat. Ach, jakbym chciała, aby muzea przenosiły nas w interaktywne historie, które jako turyści przeżywalibyśmy z wypiekami na twarzy. Pozostało mi czerpać przyjemność z chłodu historycznych cegieł i krótkich opisów średniowiecznych dziejów.
Za to widok z zamkowej wieży na Brodnicę i na pałac Anny Wazówny cudownie rekompensował braki opowieści. Zielony kolor co chwila wybuchał znad Drwęcy i spomiędzy miejskich kamienic. W oddali widać było zabytkową Bramę Chełmińską i budynek pełniący niegdyś funkcję miejskiego ratusza. Łatwo było wytyczyć kierunek, w którym poniosły mnie trampki.

Anna Wazówna – protestancka królewna, starościni brodnicka i ikona renesansu
Anna Wazówna – mogłaby być ikoną, gdyby więcej osób znało jej historię. Tymczasem znana jest głównie z tego, że to siostra ultrakatolickiego polskiego króla – Zygmunta III Wazy. A szkoda. Jej postać jest ciekawa i tragiczna jednocześnie. Sama była protestantką, kobietą inteligentną, starościnią starostwa brodnickiego w czasach (od 1604 r.), gdy nie było to modne zajęcie dla kobiet. To jej miasto zawdzięcza swój rozkwit. Potrafiła rozmawiać, dogadywać się, negocjować. Och, jak musiało koleć w oczy jegomościów, gdy obejmowała mecenatem młodych artystów, wspierała intelektualistów i wykazywała się daleko posuniętą tolerancją religijną.
Za życie na własnych warunkach zapłaciła wysoką cenę po śmierci. Z powodu jej wyznania, zabroniono jej pochówku w rodzinnej krypcie Wazów na Wawelu. Jej ciało przez 11 lat spoczywało na brodnickim zamku. Dopiero król Władysław IV, bratanek Anny, pochował ją z honorami w Toruniu, w protestanckim w tamtym czasie kościele Najświętszej Marii Panny.

Trójkątny rynek w Brodnicy idealny na parzoną kawę
Nie ma dobrej wycieczki, bez dobrej kawy. Właściwie to nawet wycieczki bez kawy. Dlatego w poszukiwaniu czarnego trunku, który mogłabym przyjmować nawet dożylnie, trafiłam na rynek w Brodnicy. Rynek nietypowy, jeden z niewielu takich w Polsce. Nietypowy bo trójkątny. Z rzędem kamienic, nad którymi góruje wieża dawnego ratusza. Mówiąca ze wschodnim akcentem sprzedawczyni pyta się, ile gałek lodów i o jakim smaku. Co do tego? Frytki oczywiście. Frytki, kawa i lody. Zestaw idealny. Niewielu z Was o tym wiedziało, prawda?



Brama Chełmińska w Brodnicy – zabytek, muzeum i informacja turystyczna
Snując się po mieście, zaglądając w podwórka, spacerując po pięknym parku nad Drwęcą, po drodze minęłam Bramę Chełmińską. A ponieważ działa w niej informacja turystyczna oraz oddział Muzeum w Brodnicy, grzech było nie wstąpić. W środku czasowe wystawy, a na stojaku świetne publikacje Konstelacji Dobrych Miejsc województwa kujawsko-pomorskiego. Zgarnęłam je bez zastanowienia. Odruchowo? Raczej z przyjemności. Otworzyłam i plan na kolejne wycieczki sam układa się już w głowie.


Centrum Edukacji Ekologicznej w Brodnicy – żywe jesiotry i sum albinos
Bardzo spodobała mi się Brodnica. Tak bardzo, że drugi dzień też należał do niej. Kolejne odkrycie – Centrum Edukacji Ekologicznej Muzeum w Brodnicy w starym spichlerzu. W środku wystawa przyrodnicza, żywe jesiotry i sum albinos. I przewodnik, w którego ustach opowieści o zwierzętach zamieniały się prawie w traktaty filozoficzne. Jak jest w środku?



Zwyczajny dzień nad Drwęcą
Potem kolejna kawa i burgery nad Drwęcą. Słoneczna pogoda i lekki wiatr. Ludzie na niedzielnych obiadach. A potem sunący na lody do Czarnej Maliny. Dzieci w wózkach. Kaczki na wodzie. Młodzież na ławkach. I ten dzień, taki zwykły. Taki, jakie lubię najbardziej.